28 września 2007

Cytaty z filmów

Dzisiaj tylko trochę cytatów z paru filmów, które lubię. Tak na wesoło i trochę filozoficznie :)


APOCALYPSE NOW


Colonel Walter E. Kurtz "I watched a snail crawl along the edge of a straight razor. That's my dream. It's my nightmare. Crawling, slithering, along the edge of a straight razor … and surviving."








Lieutenant Colonel Bill Kilgore "You smell that? Do you smell that? Napalm, son. Nothing else in the world smells like that. I love the smell of napalm in the morning. You know, one time we had a hill bombed, for twelve hours. When it was all over I walked up. We didn't find one of 'em, not one stinkin' dink body. The smell, you know that gasoline smell, the whole hill. Smelled like … victory."



DIRTY HARRY
Harry Callahan "I know what you're thinking. "Did he fire six shots or only five?" Well, to tell you the truth, in all this excitement I kind of lost track myself. But being as this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself a question: Do I feel lucky? Well, do ya punk?"


"Opinions are like assholes; everybody has one."


FORREST GUMP

Forrest Gump "Mama always said life was like a box of chocolates, never know what you're gonna get."

Drill Sergeant: Gump! What's your sole purpose in this army?
Forrest Gump: To do whatever you tell me, drill sergeant!
Drill Sergeant: God damn it, Gump! You're a god damn genius! This is the most outstanding answer I have ever heard. You must have a goddamn I.Q. of 160. You are goddamn gifted, Private Gump.

Drill Sergeant: Gump! Why did you put that weapon together so quickly, Gump?
Forrest Gump: You told me to, Drill Sergeant.


FULL METAL JACKET

Gunnery Sergeant Hartman, Drill Instructor: How tall are you, private?
Pvt. Cowboy: Sir, five-foot-nine, sir!
Gunnery Sergeant Hartman, Drill Instructor: Five-foot-nine, I didn't know they stacked shit that high.




DEVIL'S ADVOCATE


John Milton: Free will, it is a bitch.
Kevin Lomax: What are you?
John Milton: Oh, I have so many names...
Kevin Lomax: Satan
John Milton: Call me Dad.





PULP FICTION


Butch: You're okay?
Marsellus: No man. I'm pretty fuckin' far from okay.





RAMBO

Zaysen: Who are you?
Rambo: Your worst nightmare.

Hamid: What's that?
Rambo: It's blue light.
Hamid: What does it do?
Rambo: It turns blue.

Colonel Trautman: How's the wound?
Rambo: You taught us to ignore pain, right?
Colonel Trautman: Is it working?
Rambo: Not really.

Colonel Trautman: Vagrancy wasn't it? That's gonna look real good on his grave stone in Arlington: Here lies John Rambo, winner of the Congressional Medal of Honor, survivor of countless incursions behind enemy lines. Killed for vagrancy in Jerkwater, USA.

17 lipca 2007

Dawkins

Jakiś czas temu oglądałem dokument na kanale 'Planete', w którym Richard Dawkins opowiadał główne założenia i wnioski ze swojej nowej, bestsellerowej książki "Bóg urojony". Książkę oczywiście już zamówiłem, bo Dawkins należy do moich ulubionych autorów, ale tak na marginesie, zapadła mi w głowie pewna sentencja, którą wygłosił jakiś noblista: Gdyby nie było religii, to dobrzy ludzie czyniliby dobre rzeczy, a źli złe. Gdy pojawia się religia, to dobrzy ludzie zaczynają czynić zło. Zdanie wyrwane z kontekstu i może wydać się nie do końca zrozumiałe, ale głównie chodzi o to, że religia od zawsze była źródłem uprzedzeń, nietolerancji, zaciekłej nienawiści oraz niejednokrotnie usprawiedliwionej zbrodni. Niezależnie od tego, w którego Boga się wierzy. Wiara nie opiera się na faktach czy zdrowym rozsądku. Wiara to dar, który pozwala ludziom bezkrytycznie wierzyć w każde słowo proroka i w jego imieniu nawracać niewiernych. Religia to wirus, który towarzyszy nam od wieków i ewoluuje razem z nami. Bóg jest urojonym wymysłem bez żadnego naukowego dowodu na jego istnienie, a mimo to potrafi z dobrych ludzi uczynić nienawistną armię fanatyków. To tyle z Dawkinsa. Czekamy na fatwę w jego sprawie i inne klątwy, które niechybnie się pojawią.

16 lipca 2007

LiS

W ciągu ostatnich dni mogliśmy się naprawdę naocznie przekonać ile znaczy słowo polskiego polityka. Jednego dnia Endrju zaprzysięga się, że już nigdy więcej nie spojrzy nawet w stronę Jarka, a o koalicji to nie warto nawet wspominać itp. itd. I powtarza to w TV w różnych programach. Jakby mógł, to pewnie by jakiś cyrograf nawet podpisał, żeby było wiadomo, że nie rzuca słów na wiatr. Własną, chłopską krwią. A już następnego dnia okazuje się, że jednak zostaną w koalicji i jest zupełnie inaczej niż wczoraj, a tak w ogóle to przecież dla dobra 4RP trzeba się poświęcić i pozostać w tej niewygodnej koalicji w tym ohydnym Rządzie. Teraz z kapelusza iluzjonisty wyskakuje nie zając, tylko LIS. Silny jak lew podobno. No cóż, jakoś trzeba się ratować i pochwycić te ostatnie koła ratunkowe, żeby nie pochłonął nas ocean zapomnienia. No i te wszystkie posady, zobowiązania, kredyty ... ho, ho. Nazbierało się tego, bo ręka była hojna i wszyscy w rodzinie poznali kto tu Panem na folwarku. A sondaże są bezlitosne i trzeba elastycznie na nie reagować. Roman i Endrju elastyczni są. To już wiemy. Oczywiście wszystko to robią wyłącznie dla dobra 4RP i wszystkich Polaków... niezależnie od tego czy stali Tu czy Tam Gdzie Stało ZOMO. LISek chce po prostu wszystkim zrobić dobrze, a za pierwszy i najważniejszy cel obrał sobie kurnik europejski i za wszelką cenę (nawet utraty rudej kity) będzie starał się nie dopuścić do jakiejkolwiek zgody na eurokonstytucję, bo wtedy Polska utraci suwerenność i w ogóle nie bedziemy mieli już nic do powiedzenia. Zaleje nas fala homofili z Brukseli, Żydów z całego świata, ateistów z piekła i podstępnych Eskimosów zupełnie nie wiadomo skąd. I wszystko to mówią z poważną miną w TV i co? Myślą, że uwierzę? Mają mnie za debila jak mniemam. Jezu, skoro możesz wmieszać się w mecz piłkarski i przystawić znienacka swoją nogę tak, aby piłka wpadła do bramki i Brazylia znowu mogła triumfować, to czemu nie możesz tą samą nogą kopnąć w tyłek tych wszystkich co uważają mnie za takiego kretyna?!

13 kwietnia 2007

Cezar

"Galia est omnis divisa in partes tres. Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani. Tertiam qui ipsorum lingua Celtae nostra Gali apelantur" czyli "Galia jako całość dzieli się na trzy części. Jedną z nich zamieszkują Belgowie, drugą Akwitanie, a trzecią te plemiona, które we własnym języku noszą nazwę Celtów, w naszym Galów". To pierwsze słowa pamiętnika Gajusza Juliusza Cezara (~100-44r p.n.e.) "O wojnie galickiej". Ten cytat pamiętam do tej pory. Poznałem go za młodu, podczas wsłuchiwania się w twórczość Jacka Kaczmarskiego (1957-2004). Teraz powrócił do mnie, gdy zacząłem czytać "Corpus Caesarianum" - pierwszy w języku polskim przekład wszystkich pamiętnikarskich opisów wojen prowadzonych przez Gajusza Juliusza Cezara. Rzym przez wiele lat był kwitnącą republiką, czyli państwem, które na ówczesne standardy można by uznać za demokratyczne. Choć na początku panowali tam królowie, to jednak właśnie późniejszy okres republiki przyczynił się do powstania i ugruntowania prawa i zwyczajów, z których ustroje demokratyczne czerpią do dziś. Republika Rzymska, choć oczywiście niedoskonała, stała się wzorem do naśladowania, bo wniosła wiele nowch 'wynalazków' prawnych służących szeroko pojętym swobodom obywatelskim. Nie bez powodu dzisiejsi studenci prawa mają przedmiot traktujący o prawie rzymskim. I dopiero działalność GJC doprowadziła do spektakularnego upadku republiki. Praktycznie całe dorosłe życie GJC upłynęło na toczeniu wojen z mieszkańcami terenów, które jeszcze opierały się Republice i stawały na drodze potężnemu Rzymowi. W stosunkowo nielicznych przerwach, gdy powracał z pola walki do Rzymu, knuł i spiskował politycznie przeciw Senatowi i panującym tam układom. Jedynym jego celem, który wyznaczył sobie już dawno, było zdobcie władzy absolutnej. I realizował go systematycznie, planowo i genialnie. O ironio, jego niezwyciężone legiony wycinały w pień ludność cywilną i wrogie armie niosąc ze sobą sztandary SPQR (senatus populusque romanus - senat i lud rzymski), symbol dobrodziejstw Republiki! Sama wojna w Galii zajęła Cezarowi 8 lat (58-50r p.n.e.). Po jej zakończeniu dysponował ogromnym zdobycznym bogactwem oraz rzeczą po stokroć ważniejszą - popularnością wśród ludu rzymskiego, bez akceptacji którego nie mógłby się zdobyć na tak radykalne kroki, które podjął. W sytuacji, w której wiedział, że podczas jego nieobecności w Rzymie Senat praktycznie zablokował jego dalszą karierę (bo już dawno rozszyfrowano jego plany), jako pierwszy w historii dowódca wkroczył (49r p.n.e.) z legionami na teren Rzymu (to było zabronione, legiony nie mogły tam stacjonować). Postawił wszystko na jedną kartę ("kości zostały rzucone"). Albo siłą zdobędę władzę i rozpędzę lub podporządkuję sobie Senat, albo jestem już nikim. Zaryzykował i wygrał. Bez ogromnej popularności wśród ludu (przecież tyle zdobył i reformę agrarną nam uczynił!) byłoby to niemożliwe. Przez kolejne lata w całym Rzymie toczyła się wojna domowa. Bito się nawet w Hiszpanii. Aż wreszcie GJC osiągnął cel. W 44r p.n.e został mianowany dyktatorem dożywotnio i otoczono go kultem boskim. (dygresja: jego dzieło kontynuował syn siostrzenicy Cezara, adoptowany przez Cezara Oktawian August, który po bitwie pod Akcjum pokonał Marka Antoniusza i zdobył pełną i formalną władzę w całym państwie. Tym samym zgasił ostatni płomyk tlącej się jeszcze Republiki. To on był pierwszym Cesarzem rzymskim i to od tego momentu datuje się całkowity upadek Republiki oraz powstanie Cesarstwa). No i co z tego, że Gaiuszowi się udało, skoro długo się nie nacieszył tym faktem. W tym samym roku ukatrupili go w idy marcowe - 15 marca. Oczywiście w Senacie, który miał mu być posłuszny. I tak sobie myślę, że chyba nie warto przez całe życie wojować i spierać się ze wszystkimi i o wszystko. Nie warto dążyć ciągle do konfrontacji i w każdym upatrywać wroga. Nie warto wreszcie uważać się za jedynego mającego zawsze rację, którego decyzje nie podlegają debacie, bo nawet jak się komuś uda i banda żądnych zachowania swoich przywilejów uzna kogoś takiego za boskiego, to i tak wcześniej czy później ci sami wbiją mu nóż w bebechy i tym się to skończy. Jak ktoś dąży do czegoś po trupach i nie słucha żadnych uwag, to jest bardzo prawdopodobne, że długo się ten ktoś sukcesem nie nacieszy. Nawet jak się jest tak genialnym strategiem i obytym w politycznych gierkach jak Cezar. No więc Panie Jarku i Leszku... jak to jest? Jesteście genialniejsi od Cezara?

23 lutego 2007

Szkocja

Parę dni temu usłyszałem w radiu, że u nas nie jest jednak tak źle i inni też miewają ciekawe pomysły. I tak na przykład w Szkocji, podobno postanowili, że w placówkach medycznych, które powinny świecić przykładem tolerancji, nie będzie można używać przy dziecku słów takich jak "mama", "tata", "rodzice" itp. Poprawnymi politycznie zwrotami będą natomiast "opiekunowie", "partner". Chodzi o to, żeby pary homoseksualne nie poczuły się dyskryminowane. Ale jaja co?! No niby w rodzinie 2 gejów nie ma mamy, ale to chyba kurde lekka przesada. No i ~3000 rodzim homo jest happy, ale co z milionami dzieci rodziców hetero? Już nie moga powiedzieć do mamy "Mamusiu". To co? One nie są dyskryminowane? Strasznie to wszystko porąbane... prawie jak u nas. Ale to jeszcze nic! Patrzcie na to! Na jakimś tam formularzu do tej pory w rubryce "Płeć" można było wybrać "Mężczyzna" lub "Kobieta", a teraz pojawiła się trzecia opcja - "Inna". Niezłe prawda? Niedomyślnym wyjaśniam, że chodzi tu o to, żeby transwestyci też czuli się komfortowo. Nic dodać, nic ująć.

22 lutego 2007

Zgoda

W świetle poprzedniego posta oświadczam, że chyba po raz pierwszy w życiu zgadzam się w 100% z Lechem Wałęsą.

21 lutego 2007

WSI

Tak wiele ciekawych i pomysłowych rzeczy dzieje się wokoło nas, że człowiek zaczyna się przyzwyczajać i przestają go dziwić rzeczy, które jeszcze jakiś czas temu powitałby unosząc brwi do góry. Z tych nieprzeciętnie kreatywnych pomysłów wybrałem jeden, który szczególnie przypadł mi do gustu. Zasługuje na nagrodę... może ustanowię jakąś wkrótce, bo szkoda by było, aby tak genialny pomysł był stawiany na równi z całą resztą pospolitych, genialnych pomysłów naszej klasy rządzącej. Tak, tak, znowu chodzi o nich. A konkretnie? O likwidację WSI. Nie kwestionuję samego pomysłu, bo się na tym nie znam i tym bardziej nie znam szczegółów - może powody były, choć z tego co słyszę, to gówno było. Nasi jak zwykle za przejawy nielegalnej działalności służb uznali normalną działalnosć wywiadu, stosowaną na całym świecie (np. zakładanie i kontrolowanie firm). Nieważne, że wszyscy mówią, iż takie rzeczy jak naprawa służb miała miejsce już w innych krajach, ale nikt nie wpadł na pomysł, aby je naprawiać poprzez likwidację. Wszystkie służby miały wpadki i to nieliche (vide CIA), ale z tego powodu nikt ich nie rozwiązywał. Zresztą, nie mnie oceniać samą zasadność decyzji, choć muszę przyznać, że się z nią nie do końca zgadzam. Pal sześć! Ale, Panienko Przenajświętrza, co za genialny racjonalizator wpadł na pomysł, by ujawniać te cholerne listy! (uwaga: to było pytanie retoryczne) W sumie nic się nie stało. Tylko daliśmy obcym wywiadom powód do pracy w weekend. Nasi mówią, że spoko, panujemy nad wszystkim. A do Dukaczewskiego dzwonią pracownicy na placówkach i pytają się, co do kurwy nędzy mają robić, bo boją się zadzwonić do obecnego szefostwa, no bo ..... wiadomo co, a Ruscy już Zdzisia i Kazika aresztowali. Oczywiście niektórym spędza sen z powiek myśl, jak tu teraz werbować nowych informatorów i utrzymać obecnych (tych, których niewystarczająco silnie złapano za jaja), skoro poszło w świat, że Polacy ujawniają swoje żródła? Dobre pytanie, bo jeszcze nikt czegoś takiego nie zrobił i nikt nie wie czym to się może skończyć (tak powiedział jakiś tam ekspert). Pożyjemy zobaczymy. Ale jak znam życie, to jak jakiś psor na uczelni wytypuje fajnego studenta i da o tym znać do służb, to jak oni przyjdą do niego i zaproponują - 'Stary, chodź z nami! Świetlana przyszłość przed nami. Coś dla ambitnych, zdolnych i lubiących dreszczyk emocji. Krajowi się przysłużysz. Ojczyzna ci podziękuje.' To wtedy on odpowie - 'Podziękuję?! Instalacja wam pierdolnęła?! A za parę lat, jak już osiwieję ze stresu, to jakiś kolejny mądry polityk ogłosi światu, że jestem bydle, choć z całego serca służę Ojczyźnie. I wrzuci mnie do jednego worka z konfidentami i ogólnie zwykłym bydłem. Eeeee.... wiecie co, chyba na razie nie przyjmę waszej propozycji, a poza tym, to spieszę się na kolokwium. Papa.' Hmmm... teraz praca w wywiadzie i innych pokrewnych służbach, to będzie wyzwanie. Panowie dadzą radę, ale po co rzucać im kłody pod nogi? No ale któż to mógł przewidzieć?! Szczególnie po 1992r. Ja bym nigdy nie skojarzył, że jak się pozwoli Antoniemu gotować zupę specjalną, to z pewnością wykipi, albo przynajmniej nie da się jej potem zjeść i trzeba będzie gotować od nowa. I nie ważne będzie, że zmarnowaliśmy w tej zupie dobrego kurczaka i świetne warzywa. Kupi się nowe. Tylko, żeby wyhodować odpowiednio dobre warzywa, potrzeba lat! Ale tym co gotują, to najwyraźniej wisi.