Dzisiaj chciałbym was przekonać do spojrzenia bardziej przychylnym okiem na film "Rocky" (1976r) z Sylvestrem Stallone w głównej roli. Chcę Wam pokazać, że większość ludzi patrzy na niego z perspektywy jego kolejnych części, których było już 5, a które są zupełnie innymi filmami niż pierwowzór. Wszystkie kolejne części zostały nakręcone na fali popularności części pierwszej i miały na celu zarobienie jak największej kasy przy jak najmniejszym wysiłku scenarzysty. Te wszystkie kontynuacje obracały sie wyłącznie wokół walk bokserskich. To walki były głównym tematem, do którego niejako "doszywano" jakąś tam naprędce skleconą historię, która w dosyć banalny sposób uzasadniała kolejne dwie walki. Zawsze były dwie walki: pierwsza, w której bohater pozytywny przegrywał, i druga, w której był rewanż :) Lanie się po mordach było głównym tematem filmu i właściwie to chyba właśnie tego oczekiwali widzowie idąc na kolejne części. Sama treść była tylko wypełniaczem tych kilkudziesięciu minut pomiędzy walkami.
W pierwszej cześci sprawa ma sie zupełnie inaczej. Tu walka jest niejako zwieńczeniem całej historii i gdyby nie jej symbolika, byłaby marginalnym epizodem. Jeśli zwrócicie na to uwagę, to zobaczycie, że cały film jest praktycznie "przegadany" i pokazuje konkretny świat z "żywymi" bohaterami, którzy maja własne kłopoty, wady i marzenia. Postaci są naprawdę wyraziste i niejednorodne. Niebanalne. Cały film opowiada historię chłopaka, który może i jest zdolny, ale "rozmienia się na drobne". Cały czas czuje się nikim i nie stara się tego zmienić, bo sam też uważa, że jest nic nie wart. A jego znajomi również nie są idealni, mają własne kompleksy i nie wyprowadzaja go z tej drogi bycia przeciętniakiem. Gdy szczęście uśmiecha się do Rocky'ego, to wtedy bardzo dobrze widać jak wychodzą jego kompleksy chłopaka, który nie wierzy w siebie, bo tak naprawdę powtarzano mu to całe życie.
Rocky - Mój ojciec mówił mi, że jak nie masz w głowie, to musisz skupić się na ciele. Czemu się uśmiechasz?
Adrienne - Bo moja matka mówiła odwrotnie "nie masz pięknego ciała, więc popracuj nad głową"
Film pokazuje również jak powstał związek Rocky'ego i Adrienne i jak bardzo sie oni od siebie różnili, ale jednocześnie jak bliskimi dla siebie byli osobami. Zbliżył ich chyba ten sam brak wiary we własne siły, a jego wspólne przezwyciężanie i wspieranie się nawzajem stanowi główną siłę pozwalającą ukształtować się temu związkowi.
Poza tym, bardzo podoba mi się Philadelphia pokazana w tym filmie. W ogóle atmosfera filmu jest bardzo konsekwentnie zbudowana i spójna. Aż się czuje ten chłód, przenikliwe zimno i zapach brudnej dzielnicy. A jak Rocky wchodzi do sali treningowej, gdzie ćwiczy mnóstwo zawodników, to czuje się zapach potu i śmierdzącą podłogę, w którą ten pot wsiąka od lat. Mieszkanie Rocky'ego to istny majstersztyk. Wlaśnie tak powinno wygladać mieszkanie bardzo biednego singla-boksera. Na pierwszy rzut oka nie zwraca się na to uwagi, ale po bliższych "oględzinach" wychodzi mnóstwo smaczków. Widać, że ktoś się przyłożył.
Relacje Adrienne z bratem Paulim (super zagrana rola przez Burta Younga) i Rocky'ego z Mickeyem (tu jeszcze bardziej rewelacyjny Burgess Meredith), rodzaca się miłość Rocky'ego i Adrienne są głównymi tematami tego filmu! Film jest o walce ze swoimi słabościami i kompleksami. Walce o miłość i o należny szacunek. To film o wyzwoleniu z więzienia własnej słabości i nauce jak zacząć szanować samego siebie. A ukazano to w sposób dość sugestywny i naturalny. Dialogi są naprawdę fajne i czasami potrafią oddać sedno sprawy tylko paroma słowami. Przykład? Jak Rocky jest wściekły na Mickey'a, to nie opowiada mu przez 5 minut o co ma do niego żal, tylko wypala "wykopałeś mnie z mojej szafki!", co dokładnie odpowiada dialogowi, w którym Rocky wyłuszczałby 6 lat swoich frustracji. Są też oczywiście i humorystyczne, typowo "męskie" wypowiedzi dotyczące np. treningu: "Będziesz pluł gwoźdźmi, jadł błyskawice i pierdział grzmotami!". To niby taki ma być Rocky po treningu z Mickey'em :) Są też sceny, które stały się klasykami (picie jajek o 4 nad ranem czy wbieganie po schodach jako symbol pokonywania wlasnych słabości).
A walka bokserska? Film trwa 114 minut z czego walka to chyba tylko około 10 ostatnich minut. I w dodatku Rocky ją przegrywa.
Aha, i pamiętajcie, że "Rocky" zdobył 3 Oskary, w tym za najlepszy film 1976 roku.
A walka bokserska? Film trwa 114 minut z czego walka to chyba tylko około 10 ostatnich minut. I w dodatku Rocky ją przegrywa.
Aha, i pamiętajcie, że "Rocky" zdobył 3 Oskary, w tym za najlepszy film 1976 roku.
Zachęcam do obejrzenia i popatrzenia z innej perspektywy :)